menu-iconlogo
huatong
huatong
avatar

Letnie przesilenie

PRO8L3Mhuatong
natashaardionhuatong
Lời Bài Hát
Bản Ghi
No siemasz ziomuś, jak tam po wczorajszym?

Człowieku, kurwa, kiepsko, kiepsko

Aha, a dzisiaj też powalczymy, widziałeś jakie słońce?

Tak?

No, jestem furą, dawaj na dół

Noi jestem w boju, ustalone miejsce ziomuś

Słyszę sprzeczkę w pokoju na trzecim piętrze w domu

Sępię bletkę komuś, widzę koleżkę z bloku

Mam resztkę jointów, obcinam dupeczkę, pomóc?

Ziomal z bratem kłócą się o bezsens, powód? to śmieszne

Znowu to samo, odpal wreszcie samochód, ej, podjedźcie

Po koleżanki i po resztę ziomów

W osiedlowym sklepie biorę czereśnie, pluję pestkę w progu

Browar z giętą, witam się z kasjerką

Częstuję się cukierkiem z miętą, ziomal czeka za fajerką

Odpalam szluga i dzwonię po drugą furę

Próbuję znaleźć płytę, ziomek opowiada nudną bzdurę

Brudno w furze, ale masz tu gówno, mówię

Rzucam tym czymś w rudą Ulą i znajduję hashu grubą grudę

Odpalam nic nie mówiąc muzę

I daję tak głośno, aż się tam z tyłu wkurwią ludzie

Dojeżdżamy na miejsce wreszcie, jest wcześnie jeszcze

Ziomek kontynuuje te brednie śmieszne

Mówię: daj papier, skręcę, dokruszę nawet więcej

Bletki łapię w ręce, a on jak zawsze ma pretensje

Że puściłem w przejście, ale nie w jego stronę

Męczące to jego gadanie, ja pierdolę

Ktoś wpada do wody, choć niekoniecznie miał ochotę

Mogła nie stać blisko brzegu, bo to niebezpieczne, potem

Jem giętą z grilla, niech trwa ta chwila, nie chcę by się kończył chill-out

Chcę dalej sączyć piwa, nagle napływa chłodny klimat

Sufit jakiś mroczny, chyba deszcz nas zaskoczy, bywa

Wietrznie, chmury ciężkie, pachnie deszczem

Trzeba się zawijać zamiast patrzeć jak zaraz jebnie

Morda z bratem dalej mają swą aferę

Jakiś typ sępi ode mnie szluga, więc odpulam tą pazerę

Biorę grilla, idę się odlać w las

Mówię: weźcie resztę rzeczy, nikt nie słyszał i nikt nie zaprzeczył

Znowu w wózku mijamy tablice miejskie

Dobrze wszędzie, ale u siebie jest mi najlepiej

Dobra, ty, to ja idę się ogarnąć i łapiemy się jakoś zaraz

No, a to dzisiaj bez balangi, człowieku, co ty

Aha, aha, dobra, widzimy się za godzinkę

Jest ciepła noc, ławka, lub może jednak chodźmy gdzieś

Idea tylko jedna: nocny jest

Śmiechy lub awantura, zawiechy lub sprawa, która

Nie ma szans czekać więc plan zmieniać mam akurat

Pomóc próbuję, noc i tak skończy się w południe

Lub później, chuj wie jak pójdzie

Póki co czekam na samochód

I tak nie mam co robić, a z tego może być dochód

Przed lokalem obchód, mają najebane dupy w szoku

Alkoholu skutki, z nimi jakieś głupki, widok smutny w opór

Wbijam się, a oni mają czekać w aucie

Szukam kogo trzeba, mam tam swego człowieka wsparcie

Wracam i swoje inkasuję

Wszystko git - im pasuje, spotykam ziomka więc z nim pakuję

Się do wózka i na buszka lub dwa

Bierzemy dwie znajome, browar puszka, szlug, blant

Przepnę się pasem, ziomal ciśnie lepiej trasę

Częstuję panny Malborasem, kręcę tymczasem

I mówię: dawaj wstąpimy na jakąś szamę

Oni ochotę mają także, więc może zapiekane?

Git, git, mówię weź daj jakiś rap

Wyłącz ten big beat, nie hamuj tak bo wylał łyk mi

Się na sztany, szybki wjazd tu blisko zapiekany

Parkuj obok bramy, nosz kurwa ja znów oblany

Szama jak szama, ponadśredni standard

Z nalewaka Fanta, pełny samar, jedziemy, dawaj

Kurs pod blok, balanga trwa noc w noc

Tu się nic nie zmienia, miałbyś tego dość w rok

Bujamy chwilę i wracamy centrum

Gdy wyjeżdża patrol z zakrętu

Dwóch klientów, kurwa, jebać ich

Zawsze muszą zepsuć wieczór, gieta musiałem ojebać w mig

Dobra, pojechali. Wszystko żeś wszamał?

Nie, kurwa, połowę zostawiłem

He he, to dobrze, że ja jeszcze mam

Ta? No daj coś skręcę!

Nhiều Hơn Từ PRO8L3M

Xem tất cảlogo