Bardzo przepraszam, na prawdę
Za to że odpowiadam dopiero w poniedziałek na to twoje chujstwo
Nie wierzę, że wrzuciłeś diss w dniu mojego koncertu
Nie wierzę, że pisałeś to kurwa pięć dni i mam cichą nadzieję
Że zaplanowałeś to wszystko i chciałeś rok temu dostać w pizdę
I od razu mówię — Tupac napisał mi ten diss
Bo Tomb nie miał terminów, a Białasa to głupio mi było prosić
Siemasz kurwo, wiesz co to konsekwencje?
Jak nazywasz w necie konfidentem i dostajesz łokciem w gębę
Co 15 minut Konon wrzuca inną wersję
15 minut po tym, jak sam mi podałeś rękę
15 minut wcześniej podbijam i biorę na bok go
Efekt motyla — podbijam jak zaczepiają
Podbiłem tak do Filipka i było tak samo z Matą
Lecz żaden z nich to nie dziwka i mają zasady, szmato
I nie kłamią tak jak Ty, nie paplają tak jak Ty
W klawiaturę nie stukają, nie padają tak jak Ty
Tyle postów, ale nigdy nie przestałeś pić
Ty serio padłeś na strzała i o tym nagrałeś diss?
Pościgi, strzelaniny, skurwysyny — to nie film
Opowiadasz, jakbyś był na wojnie, a dostałeś w ryj
Zamknij pysk — tam nie było partyzanta
Było nas trzech: ja, Ty i sraka w Twoich majtach
I pytasz co jak wąż ukąsi White'a w jajca?
Wyssę z nich jad, już jak Ci je żmijo wyjmę z gardła
"Hit 'Em Up", "Bedopies", młody Odyseusz
Za morzem kłamstw EriPet leży koło brzegu
Zadbałem Ci o linię, mordo
Tak Cię ustawiłem, że może w końcu wyjdziesz na prostą
"Przepraszam, znowu dałem się ponieść emocjom"
Dziewięć lat mnie dissowałeś, już, kurwa, mógłbyś dorosnąć
Bo sprawy załatwione twarzą twarz to już przeszłość
Dzisiaj beefy rozwiązuje się Facebook to Facebook
Ja mam honor, Ty kurwo pierdolona
A Ty na szybkim wybieraniu biuro Lil Konona
To Ty pecie przecież, najpierw prowokujesz beef
Eripe w internecie, a na żywo jesteś R.I.P
Nie powiedziałeś w ryj, to nie powiedziałeś nic
Wyciągasz do mnie rękę, a potem nagrywasz diss
Podjeżdżają psy i pytają mnie: "co się stało?"
Ja w koszulce we krwi mówię, że: "nic nie wiem, panie władzo"
Jak odjechali, podbijam do Ciebie i wracają
Rzuciłem, że będzie spokój, a Ty znów dajesz farmazon
Trzymałem Twoją głowę wzywając ambulans
Gdy Twoi ludzie stali obok i walili w chuja
Ty, skoro było niehonorowo, czemu nikt nie pomógł?
Bo było jeden na jednego — królu farmazonów
Jak chcesz obliczać masę, promile i siłę wiatru
To nie marnuj talentu i zatrudnij się na statku
A jak tyle dajesz w szyję, to musisz mieć łeb na karku
Na tym, stary dziadu, polega odpowiedzialność
Miałeś "znaleźć i zabić i wpaść z kolegami
Nasrać do mordy i spuścić gówno łzami"
A skończyło się: wypocinami
Capslockami i oświadczeniami, że byłeś pijany
Wsiadłem w bagażnik, bo byłem obsrany
Nie dałem pary do portali, nie gadałem z psami
Tylko, że byłem osiemnastolatkiem z marzeniami
A nie starym stulejarzem, co wszędzie szuka uwagi
Nie pisze mi Tomb i nie pisze mi Białas
Pisze mój drąg i piszą moje jaja
Nie jestem fighterem, nie jestem gangsterem
Pogódź się z tym, że najebała Ci Bedoesiara
Byłem gnębiony i będę gnębiony
Dopóki żyjesz pasożycie pierdolony, bo
Żywisz się krzywdą i chciałeś być big boss
Ale dziwko tego nie było w Twoim bingo
Piszesz: "rapuj, kurwo" i zaczynasz rapować
Wejdź na pracuj.pl i zacznij pracować
Albo idź na terapię, to nie oznaka słabości
Widzę, że nigdy w życiu nie doświadczyłeś miłości
Nie, ale tak serio już stary, naprawdę mówię
Tak sobie pomyślałem, że przez te dziewięć lat, jak mnie zaczepiałeś, wyzywałeś
To Ty mnie tak naprawdę nie znałeś w ogóle
Ja Cię nigdy nie widziałem, wiesz o co chodzi?
I tak sobie myślę — czy może po prostu byśmy poszli na jakieś gokarty?
Nie wiem, na bilard? Na konie?
Może naprawdę potrzebujesz mojej miłości Seba
Ej, widziałeś mnie w Netflixie, mówisz: "miły gość"
Ja Cię nie widziałem, bo szukaliśmy tam Rythm i Flow
Jak mam problem, mówię w ryj tumanowi
Skoro telewizja kłamie to, co Ty, kurwa, robisz?
Jestem gruby gang, gang, "Bedopies", "Bedośmieć"
Świetny diss — nie było tam tylko sześć razy sześć
A w oświadczeniu z 2k14 też przecież jest wersja o partyzancie
W twarz mówiłeś, że to tylko rap i tylko biznes
A nazwanie nas frajerami nie jest osobiste
Chciał kliknięć w tytuł dał moją ksywkę
Teraz czekać tylko, aż zacznie promować nową płytkę
Jesteś pozerem, wstydzisz przyznać się do błędu
Uległeś presji tłumu i wysrałeś parę wersów
Zyskałeś paru fanów, czyli paru moich hejtów
Jebany fejku znikniesz, jak tylko wyłączą Facebook
Hip-hop to moje życie, wychowałem się na rapie
Moi fani ciągle ze mną, to coś więcej niż słuchacze
Ty gardzisz samobójcami, a Szpaku to mój przyjaciel
Jeszcze słowo, to osobiście to powiesz jego tacie
Bałem się, że nie żyjesz, nie, że stracę kontrakt
Twój największy hit właśnie dostałeś od Borka
Miałem Cię ostrzec? "Ej, uważaj, leci bomba"
Gdyby fani z Tobą nie jechali, wciąż byś szczekał w postach
Ja zrzucę wagę i stracisz argument
Ale Twój rap to zawsze będzie fikcja
Ja zarapowałem, Ty nie rapuj już w ogóle
Zrób przysługę tej kulturze i już nie otwieraj pyska